piątek, 24 sierpnia 2018

E1.Close your eyes you'll be mine and it's alright

Cztery lata wcześniej


LAYLA


Siedzę nad tą piosenkę już dobre pięć godzin i wciąż nie wymyśliłam jak prawidłowo powinien brzmieć refren. 
Napisałam dwie zwrotki, ale ta główna część wciąż mnie strasznie nurtuje.
Mam wrażenie, że jestem pod wielką presją, choć nikt z ekipy nie dał mi tego odczuć.
Ale zdaję sobie sprawę, że jestem najmłodszą z pracowników i do tego na okresie próbnym, więc to logiczne, że jeśli nie pokażę się z dobrej strony to wylecę tak szybko jak się tu znalazłam.
Na moją posadę jest zapewne miliony chętnych.
Miliony młodych, pięknych dziewczyn, które dałyby się za to pokroić.
Tak nawiasem.
-So… Kiss me kiss me kiss me… - powtarzam głośno myśli krzątające się po mojej głowie. - Yhym, i co dalej?
Wzdycham.
-No nie wiem. - słyszę męski głos. - Może cię po prostu pocałuję?
Ashton stoi w drzwiach studia, uśmiechając się do mnie promiennie.
Wygląda uroczo ze swoimi przydługimi włosami, które zdobi czerwona bandana.
Uwielbiam jego styl.
-Jeśli to sprawi, że wymyślę ten głupi refren to może faktycznie powinieneś. - żartuję.
Choć jestem w ekipie dopiero miesiąc to zdążyłam już poznać zespół bardzo dobrze. I z łatwością stwierdzam, że są to najzabawniejsi i najbardziej uroczy chłopcy na całej ziemi.
Kiedy ktoś nie ma do czynienia z tym światem, mógłby pomyśleć, że wszyscy celebryci są strasznie zadumani i nie widzą świata poza czubkiem swojego nosa.
Rzeczywistość jest jedna całkowicie inna. 
Tak mi się przynajmniej wydaję. 
Nie wiem czy to kwestia tego, iż to dopiero ich pierwsza płyta i show biznes nie zdążył ich jeszcze kolokwialnie mówiąc „zepsuć” czy taka jest po prostu ich natura.
Niemniej jednak od pierwszego spotkania z całą czwórką od razu załapałam kontakt z jednym z nich i tym kimś okazał się właśnie Ashton.
Możliwe, że to dlatego bo jesteśmy w tym samym wieku.
A może dlatego bo mamy podobne zainteresowania?
W zasadzie sama już nie wiem.
-Hej! Napisałaś już prawie całą piosenkę. - siada obok mnie i przegląda się bazgrołom, które zdążyłam przelać na kartkę.
Prawdę mówiąc, to całkiem dobre bazgroły. 
-No to o co chodzi z tym refrenem? - patrzy na mnie tak, jakby przychodził mi na ratunek. 
-Jakoś… Sama nie wiem co w nim napisać. Jednak chyba nie jestem wystarczająco dobrą tekściarką, skoro nie potrafię sklecić prostego refrenu.
-Nie żartuj. - karci mnie wzrokiem. - Jesteś świetną tekściarką. Nie daj się jednej GŁUPIEJ piosence. -  papuguje mój gest sprzed kilku chwil.
Śmieję się.
-So kiss me kiss me kiss mee… - powtarza słowa refrenu. 
Widzę, że głęboko się zastanawia nad dalszą częścią, więc werbalnie przesyłam mu głośne „powodzenia”.
-And tell me that I’ll see you again?
-Dobre! 
Zaczynam po cichu śpiewać te dwa wersy i czuję ulgę, gdy idealnie wpasowują się w muzykę. 
-Cause I don’t know if I can let you go. - kontynuuję i wena przychodzi nagle znikąd.
-Wtedy można powtórzyć jeszcze raz: So kiss me kiss me kiss me… - Ash na chwilę stopuje. - I’m dying just to see you again…
-Let’s make tonight the best of our lives… - dopisuję szybko.
-Here’s to teenage memories. - kończę, powtarzając wers z początku piosenki. - Mamy to! - wstaję, uśmiecham się do niego i mocno ściskam. 
-Mówiłem, że sobie poradzisz. 
-Ale z twoją pomocą! Chyba sobie stworzyłam jakąś wewnętrzną blokadę.
Wzdycham.
-Po prostu denerwuję się, że… - zerkam na niego z wyrzutem. - Sam wiesz.
-Nigdy. Podkreślam NIGDY. - patrzy na mnie z uśmiechem. - Nie pozwolę cię zwolnić. Poza tym jesteś ostatnią osobą która na to zasługuje. 
Uśmiecham się z pokorą. Ashton to chłopak na medal i jego dziewczyna będzie prawdziwą szczęściarą. 
Nawet ja chciałabym nią być.
Ale doskonale zdaję sobie sprawę, że to by się nigdy nie udało.
Chłopcy są cały czas w biegu i nie mają czasu sobie porządnie zjeść a co dopiero poświęcać czas dziewczynie, która zapewne byłaby totalnie zmiażdżona przez ilość negatywnych komentarzy ze strony ich tysiąca fanek.
I zapewne będzie tylko gorzej.
Mieszkam w Nowym Yorku od urodzenia i mniej więcej wiem jak wygląda ten świat. 
Dlatego sama nigdy nie chciałam do niego należeć i choć za sprawą mojego głosu i całkiem niezłej umiejętności pisania tekstów mogłabym sama stać się naprawdę dobrą wokalistką, to jednak nigdy mnie to nie kręciło.
Zawsze marzyłam o pospolitym życiu.
A jeśli mogę robić coś co lubię i co jest doskonale płatne, lecz w cieniu nadchodzących wielkich gwiazd, zdecydowanie się na to piszę.
-Będziesz na dzisiejszym koncercie? - pyta, i kiedy wciąż stoimy tak blisko siebie zaczynam się nieco denerwować.
-Jasne. - kiwam głową.
-Będziesz najpiękniejszą dziewczyną na sali… Znowu.
-Oh, na pewno nie. - momentalnie się rumienie i spuszczam wzrok. 
Tak właśnie reaguję, gdy zaczynam się poważnie stresować. 
-Wierz mi, że tak będzie. - Ashton zbliża swoją twarz do mojej i mam wrażenie, że chce mnie pocałować.
Boże. Na pewno chce mnie pocałować.
Odsuwam się w mgnieniu oka.
-Co robisz? - pytam zbita z tropu.
-Ja… Chyba po prostu chciałem cię pocałować. - odpowiada, również zmieszany tak jak ja teraz.
Wzdycham.
-Nie możesz tego zrobić…
-Dlaczego nie?
-Bo to nie ma prawa się udać. - zaczynam się nerwowo śmiać. - Poza tym menadżer wam powiedział, że na razie musicie zostać singlami bo…
-Tak, tak… Bo wtedy płyta się lepiej sprzeda i więcej dziewczyn przyjdzie na koncerty, wiem, wszystko łapię. - odchodzi i odwraca się do mnie plecami. 
Moje zdenerwowanie przeradza się nagle w smutek, a zmieszanie w ogromne zwątpienie.
Nie tak chciałam żeby wyszło.
-Po prostu nie wiedziałem, że też masz takie zdanie.
Oczywiście, że wcale nie mam takiego zdania i w życiu nie poparłabym takiego rozwiązania sytuacji, ale co ja mogę powiedzieć w tej kwestii? Jestem tylko kolejnym pionkiem w rękach menadżerów i do tego na cholernym okresie próbnym, więc moje zdanie liczy się tyle, co w ogóle.
-Ja… - odzywam się, zatrzymując go jeszcze na chwilę. 
Odwraca się do mnie jakby pełny nadziei, że powiem coś, co jednak zmieni tę koszmarną sytuację w coś dobrego. Ale nie mogę tego zrobić. Nie mam do tego prawa.
-Po prostu sądzę, że tak będzie lepiej.
Kiwa głową, ze smutkiem wypisanym na twarzy i odchodzi zostawiając mnie zdruzgotaną z kawałkiem papieru leżącym na zimnym stole. 
I czytając w myślach wers „Cause I don’t know if I can let you go” zdaję sobie sprawę, że rzeczywistość mogłaby być zupełnie inna.
Gdybyśmy tylko na to pozwolili.
Gdybym ja na to pozwoliła.
Bo wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moja decyzja będzie fundamentem zdarzeń, które na zawsze zmienią nasze życie.


SARA


Imprezy w domu Luka Hemmings’a nie były niczym nadzwyczajnym.
Nadzwyczajną rzeczą było to, że to ja dziś na niej byłam.
Wystarczył jeden sms, zero namawiania. Zwykłe "wpadnij, robię imprezę". Potrzebowałam tego. Już dawno nie zaznałam rozrywki. Ciągle skupiałam się na mojej szkole, nowych projektach i mojej ukochanej sztuce nowoczesnej. W międzyczasie pomagałam rodzicom, prowadziłam ich kalendarz, umawiałam spotkania, a czasami nawet w nich uczestniczyłam. 
Jak na osiemnastolatkę miałam sporo zajęć dodatkowych. Czasami kochałam to co robię, a czasami nienawidziłam.
A dziś po prostu potrzebowałam odrobiny zabawy.
- Proszę - Michael podaje mi butelkę piwa, a ja automatycznie biorę długi, spragniony haust. Rozglądam się wokół siebie. Wszędzie znajome twarze, przeplatane z zupełnie nowymi. Tu jakaś dziewczyna klei się do Calum’a, tam Ash rozkręca imprezę przy piwnym ping pongu. A Luka jak nie było tak nie ma.
- Jak trasa? - zagaduję. Chociaż znam szczegóły organizacyjne, zawsze mijam się z prawdziwymi odczuciami chłopaków. Michael uśmiecha się pod nosem. 
- Uroczo - porusza brwiami znacząco, a ja mogę jedynie domyślać się co dzieje się po ich koncertach. 
Prycham pod nosem. Znam to z autopsji. Sama miałam kiedyś piętnaście lat i kochałam platonicznie ślicznych, zbuntowanych chłopców. 
Ale kiedy w drzwiach zauważam Luka, dochodzę do szybkiego, jasnego jak słońce wniosku.
Wcale nie wyrosłam z nastoletnich crushów. Luke na mnie działa. Nie umiem tego inaczej opisać. Działa i już. 
- Siema - jego pojawienie od razu wzbudza zainteresowanie. Zanim dociera do mnie i Michael’a przytula chyba z dwadzieścia osób. 
- Siema - odpowiadam, chociaż na co dzień nie używam tego typu słów. "Siema". "Yo". "Elo". To nie w moim stylu.
- Fajnie, że przyszłaś - mruga do mnie okiem. Chyba się rozpłynęłam. 
- Też się cieszę.
- Zgadamy się później? - kiwam głową. Jestem rozczarowana, ale nie pokazuję tego. Uśmiecham się szeroko. Luke odwzajemnia mój uśmiech i znika w tłumie.

Ciało chłopaka przyciska mnie do ściany. Cały pokój wiruje. Wypiłam o kilka kieliszków za dużo, ale to zdecydowanie nie wina alkoholu. 
Jestem w pokoju Luka, na moim ciele zostały tylko majtki, nogi mam owinięte wokół jego bioder i całujemy się zachłannie. 
Chociaż moja romantyczna dusza wyobrażała sobie zupełnie inaczej mój pierwszy raz, to teraz jest mi to zupełnie obojętne. 
Luke cały czas mnie całując, odsuwa od ściany, po czym kierujemy się w stronę łóżka. Kiedy na nie opadam, jego usta nie całują już tylko moich ust. Schodzą niżej na szyję, obojczyk i piersi. 
- Luke… - wyrywa mi się, kiedy mokrym językiem wyznacza ścieżki wokół mojego pępka. Od razu znajduje się przy mojej twarzy, szepcząc w moje usta.
- Sara…
I takim oto sposobem nie potrzebowałam już nic więcej. Pozbywamy się reszty ciuchów. W sumie to Luke się ich pozbywa, bo ja leżę i tylko się na niego gapię. Jest taki piękny. Ubrany. Nagi. Z kolczykiem w wardze.
Czy powinnam się bać? Czy powinnam mu powiedzieć, że nigdy tego nie robiłam? Już mam otwierać usta i powiedzieć mu wszystko na spowiedzi, ale zatrzymuje mnie jego ciężkie westchnięcie.
Nie zauważyłam w którym momencie sięgnął po prezerwatywę.
- Jesteś gotowa? - patrzy na mnie z taką intensywnością, że wciska mnie w poduszki. Przygryzam wargę. Potem on ją przygryza i wchodzi we mnie. Wstrzymuje oddech. Luke przez chwilę marszczy brwi, ale nie przestaje wsuwać się i wysuwać ze mnie. Przez chwilę czuję opór i wiem, że on też go czuje.
Ale nie przestajemy. I nic też nie mówimy. Po prostu uprawiamy seks. 
A potem jest trochę dziwnie. Luke kończy, wychodzi ze mnie, zdejmuje prezerwatywę i z kłopotliwym uśmiechem, mówi:
- Jeśli chcesz to zostań - a potem odwraca się do mnie plecami. Czy zasypia? Nie wiem. 
Ale ja przez resztę nocy nie poruszam się, praktycznie nie mrugam, nie śpię.  
Czy żałuję?
Nie wiem.
Czy będę żałować?
Nigdy.
Czy Luke się domyślił?
Na pewno.
Czy ta noc zmieni moje życie?
Zdecydowanie. 

Musiałam przysnąć, bo kiedy otwieram oczy Luka już nie ma. Wstaję więc i ubieram się pośpiesznie. Spoglądam na telefon. Jest godzina dwunasta trzynaście. Musiałam zasnąć niedługo po tym, jak myślałam, że już nie zasnę do końca życia.
Szukam moich majtek, lokalizuję je na podłodze koło gitar. Jeszcze tylko mój drugi but i mogę stąd spadać.
Kiedy odnajduję moje zaginione rzeczy, wylatuję z pokoju jak oparzona. Trochę boli mnie głowa, chce mi się pić i zdecydowanie potrzebuję kawy.
Kawa! 
Przemieszczam się po domu Luka trochę jak po ślepych uliczkach. Bywałam tu wcześniej, ale nigdy dalej niż w przedpokoju. Teraz jestem gdzieś pomiędzy salonem i kuchnią. Chcę być niezauważona, więc poruszam się na palcach, szybko zamawiając Ubera.
- Nie pożegnasz się ze mną?
Odwracam się powoli, unosząc głowę znad ekranu telefonu. Oczywiście miałam nadzieję zobaczyć tam Luka. Jednak moim oczom ukazuje się Michael w totalnym nieładzie.
- Śpieszę się, wybacz.
- Spałaś tutaj? - odhaczam głupie pytanie, ale pozwalam sobie na nie odpowiedzieć.
- Tak, byłam taka zmęczona - ziewam teatralnie. Clifford mruży oczy. Jestem pewna, że zastanawia się w którym pokoju wylądowałam. Bądź z kim.  
- Widziałaś Luka? - kolejne pytanie, a ja naprawdę nie mam już siły na to wszystko.
Chociaż nie czułam się z tym wszystkim źle, zaczynam odczuwać wstręt. Brud. Kac moralny zalewa mnie od środka i mam wrażenie, że wyżera mi wnętrzności.
- Nie - mam sucho w gardle. 
- Okej. Leć, widzę, że się śpieszysz - Michael uśmiecha się do mnie, a ja znów wylatuję jak oparzona.
Kto dzisiejszej nocy stracił dziewictwo?
JA!
Kto czuje się jak gówno?
JA!
Kogo unika Luke?
MNIE!
Czy będzie dziwnie?

NA PEWNO!

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz