poniedziałek, 12 listopada 2018

E5.But listen carefully to the sound of your loneliness.


LAYLA

Siedem dni.
Tyle zajęło mi dochodzenie do siebie po ostatniej kolacji z moim chłopakiem. Wciąż NIE narzeczonym.
Nie wspominając o spacerze wstydu, który wykonałam na drugi dzień w pracy i który kompletnie wyprowadził mnie z równowagi.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemie i nigdy stamtąd nie wychodzić.
Przez chwilę przyszło mi nawet na myśl, żeby skłamać na temat informacji o braku zaręczyn. 
Byłam na tyle zażenowana, iż można powiedzieć, że stałam jedną nogą w sklepie jubilerskim w celu zakupieniu pierścionka samej sobie.
O dziwo nie zdałam się na ten uczynek.
Zamiast tego, na pytania: I co? W końcu się oświadczył?
Odpowiadałam: „Chyba nie do końca jesteśmy jeszcze na to gotowi więc w zasadzie dobrze się stało!”
Co było kompletną bzdurą.
To on nie był na to gotowy.
I mam wrażenie, że nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby się zaręczać.
Dlatego postanowiłam się tym dłużej nie zadręczać i staram się być otwarta na to, co świat ma mi jeszcze do zaproponowania.
Skoro nigdy nie będę żoną, to muszę przynajmniej skorzystać trochę z życia. 
Dlatego dzisiejszego wieczora wraz z Arden i chłopakami postanawiam podbić ulice Nowego Yorku.
Skoro mój podstarzały chłopak znów wyjechał na delegacje, ja nie mam zamiaru siedzieć sama w domu i oczekiwać go z książką w ręku jak na emerytowaną partnerkę przystało.
Już nie.
Zanim jednak zacznie się dzisiejsza impreza, jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz do zrealizowania.
Mianowicie oficjalny wywiad do Alternative Press, który zacznie się już za kilka minut.
To bardzo ważny wywiad, ponieważ chłopcy nie będą mówić tylko o płycie, a także przebiegu jej tworzenia, ale również o swoim życiu osobistym.
Szczerze powiedziawszy od samego początku byłam za tym, żeby ten wywiad się jednak nie odbył, ale Richard jak to Richard jest tak łasy na kasę i wzrastającą popularność, że nie wiem czy cokolwiek lub ktokolwiek by go powstrzymał.
-Pamiętajcie, bądźcie otwarci bo im więcej nowości tym więcej osób się tym zainteresuje. - na ich miejscu mocno kopnęłabym w tyłek Richard’a i jego złote rady.
Naprawdę nie chciałabym być teraz w ich skórze.
Mówienie o swoim życiu publicznie musi być naprawdę trudne, zwłaszcza, jeśli nie jest ono tak kolorowe jak można byłoby się wydawać.
Z jednej strony ubolewam, że będą musieli o tym rozmawiać, lecz z drugiej męczy mnie ta cholerna ciekawość, czy jest coś o czym tak naprawdę o nich nie wiem i mogłoby zmienić moje postrzeganie na ich osoby.
Cóż, Luke na pewno się do tego nie zalicza, ponieważ znam go jak własną kieszeń.
Ale co z resztą?
-Denerwuje się… - Arden patrzy na mnie i widzę, że jej oddech staje się coraz płytszy. Przez to czuję, że mój żołądek zaczyna się ściskać, a dłonie stają się coraz zimniejsze.
To najbardziej odczuwalne objawy mojego stresu.
Dlatego ciężko mi sobie wyobrazić, co muszą czuć oni.
-Ja też. - odpowiadam.
-Myślisz, że wyjdą jakieś brudy? 
Wzdycham.
-Myślę, że przed tym nie uciekniemy.

Przez dobre dziesięć minut wywiadu nie udaję mi się usłyszeć żadnych nowości. Stałe wypowiedzi na temat płyty znam już na pamięć, więc nieco się uspokajam.
Może akurat ten dziennikarz jest profesjonalny i aż tak bardzo nie interesuje go życie prywatne zespołu. 
Gdybym była znaną osobistością, to właśnie chyba tej części pracy bałabym się najbardziej.
Chyba przez to, że nigdy nie wiesz o co mogą cię zapytać i albo musisz się temu poddać albo dla uratowania swojego tyłka wymyślisz coś szybko na poczekaniu.
Niestety ja jestem w tym okropna, więc zapewne po prostu bym milczała.
A milczenie w wywiadach jest niedopuszczalne.
-Przez ostatnie półtorej roku było o was trochę ciszej. Zrobiliście tą przerwę specjalnie, żeby stworzyć coś nowego czy raczej żeby odpocząć i nabrać na nowo sił?
-W zasadzie z obu powodów. - odzywa się Calum. - Byliśmy w trasie przez trzy lata bez przerwy i faktycznie potrzebowaliśmy momentu wyciszenia. Tamte tempo pracy powoli nas wykańczało więc musieliśmy zwolnić, bo inaczej podejrzewam, że szybko byśmy się wypalili. 
-Wydaję mi się, że w życiu każdego artysty nastaje taki moment, że znajdujesz się nagle w takim miejscu strachu, że możesz już nie stworzyć czegoś tak dobrego jak wcześniej. - dopowiada Ashton. - I ta myśl staje się nie do zniesienia, bo przecież jeśli wypuścisz album, który jest zdecydowanie gorszy od poprzedniego, ludzie poczują, że coś jest nie tak. Musisz podjąć ryzyko i ruszyć na przód. Zanim będzie za późno. 
-I zanim cokolwiek zaczęliśmy na nowo, zebraliśmy się i zapytaliśmy wprost, czego tak naprawdę oczekujemy od tego albumu. - Michael zabiera głos. - Chcieliśmy stworzyć nowe brzmienie, które jednak nie odstaje od reszty naszej muzyki. Bo gdybyśmy stworzyli coś całkowicie nowego, to już nie byłoby 5 Second Of Summer.
-Powiedzcie, jak w takim razie radziliście sobie w tej przerwie? Na nowo zaczęliście żyć swoim życiem, które wiedliście przed zespołem?
-W zasadzie bardzo ciężko było się znów wdrożyć w normalne życie. - mówi Luke. - Nie chodzi mi tu o aspekt nagłośnienia czy tego, że paparazzi nie chodzili za nami tak często jak wcześniej tylko raczej o taki moment samotności. Przez pierwsze trzy miesiące mieszkałem u Ashton’a, bo nie potrafiłem sobie poradzić z tą izolacją. Zważając na to, że przez tyle czasu byliśmy ze sobą na okrągło, dziwnie było wieść życie bez nich. Bez tworzenia muzyki i spędzania wspólnie czasu. Dlatego pierwsze pół roku było prawdziwą męczarnią dla nas wszystkich. Dopiero po tym okresie czasowym wzięliśmy się w garść i stwierdziliśmy, że nie możemy stać w miejscu, bo jeśli nie zaczniemy tworzyć nowej muzyki teraz, możliwe, że już nigdy się do tego nie zbierzemy. 
-Czy w trakcie przerwy nie brakowało wam tego starego życia? Ciągłe imprezy, dziewczyn, stale lejącego się alkoholu… Każdy nastolatek przez to przechodzi, ale nie możemy ukryć, że was spotkało to z podwojoną siłą.
Wstrzymuję oddech, bojąc się co zaraz usłyszę.
Doskonale pamiętam czasy stałego melanżu, kiedy sen nie był potrzebny, a procenty leczył wszystkie możliwe smutki i stany depresyjne.
Tak właśnie wyglądało ich życie. 
Młodzi chłopcy, którzy przed kamerami udawali, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę rzeczywistość była całkowicie inna.
-Oczywiście, że brakowało. Stało się to w czasie, gdy byłem w naprawdę złym miejscu. - komentuje Michael. - Chciałbym, żeby to się stało po tym, jak przeszedłem przez to i żebym mógł mieć tą świadomość, jak sobie z tym poradzić. Narosło we mnie wiele problemów nie tylko zdrowotnych, ale i przede wszystkim psychicznych. Mam wrażenie, że w moich własnych myślach było napędzane tyle mroku, że w pewnych momentach nie potrafiłem sobie z tym radzić. Musiałem zrozumieć kilka rzeczy, zanim nadszedł mój czas na powrócenie do publicznego spojrzenia. Mieliśmy przy swoim boku naprawdę wielu ludzi, którzy wspierają ten zespół. I jestem pewien, że wielu z nich zmaga się z problemami ze zdrowiem psychicznym. Jeśli mogę pomóc choćby jednej osobie, to wszystko jest tego warte. Wiem, że to beznadziejna sytuacja i wszyscy to mówią, ale dzieje się to z jakiegoś powodu. Ponieważ, cóż… To prawda.
-Ashton, pozwolę się zapytać jak wyglądało twoje życie mentalne. Wiemy, że pojawiało się wiele spekulacji na tematy używek i stanów depresyjnych.
-Cóż, zawsze okropnie bałem się zostania alkoholikiem. Kiedy jesteś w trasie, masz ten ciągły stan życia imprezą. I w większości na tym właśnie polega koncertowanie w zespole. Samo moje wychowanie jest… interesujące. Nie miałem ojca a moja mama zmagała się z problemem alkoholowym całe moje życie. Przez to dorastałem na kogoś, kto zawsze starał się podnieść drugiego człowieka na duchu. Musiałem stale myśleć pozytywnie, ale nie o sobie. I przez to pojawiały się myśli depresyjne. Ale po pół roku przerwy od zespołu i stałego zmagania się ze swoimi demonami, po raz pierwszy zanurkowałem do środka. Mieszkałem samotnie i jedynym sposobem, w jaki mogłem skupić się na albumie, było zanurzenie się w prawdziwym pisaniu piosenek i przetwarzaniu tego w kółko i w kółko, tak, bym mógł ją poczuć. Czułem się wtedy przygnębiony, i tak zdesperowany, jak jeszcze nigdy, ale najwyraźniej właśnie wtedy tworzysz najlepszą pracę. 
-Chyba najważniejsze dla nas było bycie świadomym swoich uczuć. - kontynuuje Hemmings. - Jeśli możesz to potwierdzić, jesteś już w połowie drogi. Wiele razy można się zastanowić, co jest z tobą nie tak. Możesz powiedzieć, że jest to czy tamto… Ale dopóki nie uznasz tego i nie wykonasz jakiegoś wysiłku, aby uwierzyć w cokolwiek, to po prostu przez ciebie przechodzi. Robi się źle, zanim zrobi się lepiej, więc jesteś świadomy i akceptujesz, że masz te problemy, a następnie uczysz się jak sobie z nimi poradzić. Naprawdę musisz po prostu wtedy zrozumieć, co się z tobą dzieje, zanim zaczniesz je przekraczać. 

-Yeah. - zgadza się Irwin. - Patrzę teraz na to i jestem wdzięczny za uczucia, a także za cały ten proces. To był bardzo dziwny okres w moim życiu, ale jest to po prosty kolejny proces. A teraz mamy nowy album, który całkowicie wyraża to, co czułem. To chyba najwierniejszy album, jaki kiedykolwiek wydaliśmy.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz