niedziela, 18 listopada 2018

E7.In your eyes there's a hazel truth.


Layla

Nie wiedzieć czemu, od samego rana w biurze pojawia się istny zamęt. Kiedy przekraczam próg budynku, mam wrażenie, że weszłam do zoo.
Wszyscy wręcz biegają wokół siebie tworząc przez to kompletne zamieszanie i szczerze powiedziawszy mocno zastanawiam się, co jest tego powodem.
Dzięki Bogu szybko wpadam na Arden.
-Hej, co się dzieje? - pytam zdezorientowana.
-Właśnie ogłosili trasę i wszystkie bilety wyprzedały się w około… - liczy. - Trzy minuty.
-Żartujesz? - pytam podekscytowana.
-Nie. - odpowiada równie nabuzowana. - A teraz każdy ma ręce pełne roboty, żeby jakoś dojść z tym do ładu i składu. Do jasnej cholery, nie na to się pisałam! 
-Ale skoro wszystkie bilety się wyprzedały to dobry znak, prawda? 
-No… - patrzy na mnie podejrzliwie. - Chyba tak.
-A Richard wspominał, że chcę zaaranżować fejkowy związek, żeby wzrosła liczba biletów. A skoro bilety się wyprzedały bez tego, może ta propozycja już jest nieaktualna? Arden wzdycha.
-Obawiam się, że nie masz racji. Z samego rana widziałam jak Luke wybiegł z biura. I nie wyglądał na szczęśliwego.
-Kurwa mać. - przeklinam. - Ten cholery Richard postradał zmysły. Myślisz, że powiedział mu, że to ja zagrałam pierwsze skrzypce w tej sprawie?
-Nie wiem. Mam nadzieję, że jednak będziesz miała okazję sama mu to wytłumaczyć.
Momentalnie zaczynam drżeć, a moje ręce stają się zimne jak sople lodu.
Znów zaczynam się denerwować.
Mam ochotę zwymiotować dzisiejsze śniadanie.
-Idę porozmawiać z Richard’em. - mówię. - Złapię cię później.
Moja droga do jego gabinetu nie trwa długo.
Postanawiam nie pukać i z impetem wkraczam do pokoju.
Kiedy widzę go w towarzystwie Ashton’a, pierwszym moim odruchem jest ucieczka.
Przełykam ślinę.
Serce bije mi tak szybko, że mam wrażenie, iż zaraz wyskoczy z piersi.
Nie byłam gotowa na to starcie.
-Layla! - Richard zerka na mnie z uśmiechem. Mina Ashton’a przypomina raczej grymas niż zadowolenie. - W samą porę.
Zamykam za sobą drzwi, niepewna tego, co ma nadejść.
-Ashton właśnie terroryzuje mnie na temat związku Luke’a.
-To nie związek tylko jakiś żart. - wtrąca się szatyn. - Od samego początku nie godziliśmy się na tego typu sytuacje. Byliśmy skłonni zrobić dużo ale to już przesada. Nie będziemy oszukiwać ludzi na temat naszego życia miłosnego.
-Tak? - na twarzy Johnson’a znów pojawia się chytry uśmieszek. - Skoro jesteś taki prawdomówny, to idź do swoich fanów i opowiedz o tym, jak pewnego czasu pukałeś kogo popadnie. Wiesz, może w zasadzie to ci nawet pomoże. Może każda z nich będzie miała nadzieję, że to ona jest następna w kolejce.
-Richard… - odzywam się, dając mu do zrozumienia, że powinien skończyć tę szopkę.
-Jesteś bezczelny. - kpi Irwin. - Dlaczego nigdy nie pytasz nikogo o zdanie? Myślisz, że jesteś szefem ale wcale tak nie jest. Nie tylko twoja opinia powinna sądzić o naszej przyszłość.
-Ależ oczywiście rozumiem twój bunt. Na szczęście to nie ja podjąłem decyzję kto powinien w owy związek wejść. - mówi, a przed oczami przelatuje mi całe moje życie.
Jakby zaraz miał nadejść mój koniec.
I wiem, że w pewnym sensie tak właśnie będzie. 
-Cóż, chciałem zrobić to bardziej oficjalnie ale skoro już tu jesteś Laylo… - zwraca się do Irwin’a, a potem zerka znów na mnie. - Ashton, chciałbym ci przedstawić nowego menadżera waszego zespołu. 
Zapewne wyglądam teraz jak wielka, szara ropucha z wytrzeszczonymi oczami, ale to co właśnie nastąpiło przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Oczekiwania, które nie śniły się w moich najstraszniejszych koszmarach.
Nie dość, że nigdy nie chciałam pracy, która byłaby związana bliżej z zespołem lub organizacją ich spraw osobistych czy życia, to jeszcze zostałam w to chamski sposób wrobiona.
I jestem pewna, że Richard doskonale przemyślał owy plan.
Chciał, żeby wyszło na to, że to ja jestem tą złą, a on wręcz przeciwnie. A dając mi dodatkowo posadę menadżera jeszcze bardziej podsycił niechęć innych, by skierowana była prosto w moją osobę. 
-Z racji tego, że awansowałem na vice prezesa zarządu naszej wytwórni, od tej pory Layla przejmie moje obowiązki. - zerka na mnie w taki sposób, jakby wiedział, że wbija mi nóż prosto w serce. - A raczej, już przejęła. 
-Co? - Ashton patrzy na mnie niedowierzająco.
-Zostawię was. Wy dwoje macie sobie chyba trochę do wyjaśnienia. - Richard mija mnie, lecz przed tym gładzi ręką moje ramię. - Gratulacje. W pełni zasłużyłaś na to stanowisko.
Marszczę brwi, kiedy kieruje do mnie te słowa.
W moich oczach wypisany jest ból i poczucie zdrady.
Spojrzeniem wysyłam mu jedynie zapytanie: „Dlaczego”? 
Dlaczego to zrobił?
Dlaczego tak łatwo znosi cierpienie innych?
Dlaczego jest cholerną szumowiną bez serca.
-Więc… - słyszę głos Ashton’a, który wybudza mnie nagle z transu.
Kiedy zerkam w jego stronę widzę zupełnie inne emocję niż widziałam w nim przed chwilą, kiedy patrzył na mnie z jakiegoś swojego rodzaju ukrytą nadzieją, uczuciem i ciepłem.
Z ufnością i optymizmem, że w jakiś sposób odwrócę jego wszelkie zwątpienia.
Stało się jednak inaczej.
Zupełnie na odwrót.
I teraz, zamiast ciepła widzę chłód.
Zamiast ufności i optymizmu dostrzegam brak zrozumienia i zwątpienie. 
-To był twój pomysł. - raczej stwierdza niż pyta i fakt ten, chyba najbardziej łamie moje serce.
-Nie! - bronię się. - Nigdy bym nie zrobiła czegoś, co mogłoby wam zagrozić albo sprawi, że będziecie nieszczęśliwi. 
-Więc dlaczego coś takiego w ogóle miało prawo bytu? 
Pyta, ale nie posiadam na to odpowiedzi. 
Sama chciałabym ją poznać.
-To dlatego się ze mną pogodziłaś? Żeby być bliżej mojego życia i wiedzieć jak ze mną postępować?
-Nie! Nawet nie wiedziałam, że w ogóle dostanę tą posadę! Nigdy jej nie chciałam! 
-Ale sądząc po tym co powiedział Richard, maczałaś w tym palce? Jak mogłaś się do tego dopuścić? Dlaczego Luke?
-Bo inaczej to byłbyś ty! - wykrzykuję.
Patrzy na mnie jakby dopiero teraz dotarło do niego co się stało.
Ale nie widzę żadnej zmiany w jego emocjach oprócz tego, że doszło rozczarowanie.
-Richard już dawno to zaplanował. Kazał mi podjąć decyzję. Ty albo Luke. 
Prycha.
-Więc wybrałaś Luke’a. 
-Jak widzisz. 
Zbliża się do mnie na niebezpieczną odległość i wzbudza we mnie w tym lekki strach. Automatycznie się cofam.
Mam wrażenie, że swoją odpowiedzią rozwścieczyłam go jeszcze bardziej.
-Nie miałaś prawda wybierać żadnego z nas. Jeśli zrobiłby to Richard, przynajmniej byłoby na niego. Ale ty musiałaś podjąć decyzję!
-Starałam się chronić ciebie!
-Nie prosiłem o twoją ochronę. Nikt z nas o to nie prosił.
-Cóż, szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej, inaczej na pewno wskazałabym ciebie, a nie mojego przyjaciela.
-Może tak by było lepiej. - odpowiada, podnosząc ton głosu.
-Patrząc po twojej reakcji chyba żałujesz, że to nie ty. - irytuję się. - Wiesz, nie martw się. Niebawem czeka cię kilka miesięcy koncertowania. Może znów powrócisz do pukania wszystkiego na co masz ochotę. Na pewno będziesz miał duży wybór. 
-Z radością na to czekam. - syczy w moją twarz.
-W takim razie z równą radością czekaj też na wskazówki od swojej nowej szefowej. - uśmiecham się kpiąco. - Jeśli Richard był taki wspaniały, a to ja jestem tą złą, pomyśl tylko co jeszcze cię czeka. - zbliżam się do niego. - Gwarantuję, że pożałujesz tego, co dzisiaj powiedziałeś.
Wychodzę wściekła jak nigdy dotąd. Ale kiedy przed moją twarzą pojawia się nagle twarz Luke’a, z której potrafię wyczytać jedynie rozżalenie, momentalnie robi mi się przykro. 
-Cóż. Chyba miałaś rację. Nie jesteś tak doskonała jak myślałem. 
-Luke…
-Co jak co, ale po tobie się tego nie spodziewałem. 
-Proszę cię, daj mi wyjaśnić. - mówię wręcz błagalnym tonem.
-Nie ma potrzeby. - kiwa głową, patrząc na mnie jeszcze przed chwilę bez słowa.- I guess I’ll see you later, boss.
I odchodzi.
Zostawiając mnie w kompletnej rozsypce.
Zniosę każdy cios przeznaczenia,
Bezsilność, łzy, strach i ból,
Tylko bądź obok, przyjacielu,
Po prostu przy mnie stój

Ashton

Choć jedna część mnie bardzo chciałaby stać po jej stronie i bronić jej jak tylko potrafię, w tamtym momencie nie potrafiłem tego zrobić.
Oczywiście od początku wiedziałem, że Richard ją wrobił. Jej zdziwiona mina mówiła wszystko.
Znam ją na tyle długo, żeby wiedzieć, że Layla nie jest zbyt dobrą aktorką i nie potrafi kłamać. 
To co mi powiedziała, było szczerą prawdą.
Ale mój honor zamiast przyjąć to do wiadomości, zareagował obroną.
Obroną w moim kierunku.
Nie potrafiłem po prostu jej podziękować za to, że nie wrobiła mnie w tą chorą grę. Z jednej strony, wiem, że musiała wybrać, ale z drugiej zaś gnębi mnie myśl, że i ona stała się jednym z pionków tego abstrakcyjnego spektaklu.
Sekty.
Zawsze podziwiałem w niej to, że miała swoje zdanie i choćby nie wiem co, trzymała się go do końca. Nawet jeśli miałoby to zaszkodzić jej karierze zawodowej.
Teraz to wszystko prysło, a Richard tak bardzo zmanipulował jej umysł, że w końcu się temu poddała.
I chyba na to byłem zły najbardziej.
Nie wiem co przyniosą kolejne dni i tygodnie.
Nie mam pojęcia jak teraz będzie wyglądać nasza relacja.
Wiem tylko, że w tym momencie dziewczyna, którą kocham odkąd pamiętam mnie nienawidzi.
Ukojny dźwięk melodii pianina sprawia, że podążam w jego kierunku.
Otwieram drzwi do jednego z pokoju nagrań i widzę ją za szklaną szybą.
Siedzi na krześle, twarzą do instrumentu.
Spoglądam na jej plecy, mając nadzieję, że nie odwróci się nagle i widząc mnie w drzwiach nie zaprzestanie grać.
Ten widok mógłbym oglądać codziennie.
Jej głos niczym dym, unosi się, a potem rozpływa w powietrzu
W ten głos również mógłbym się wsłuchiwać godzinami.


In your eyes, there's a hazel truth / W twoich oczach jest piwna prawda
One to love, and one to lose / Jedna do kochania, a druga do zguby
Sweet divine, a heavy truth / Słodki podział, ciężka prawda
Water or wine, don't make me choose / Wino czy woda, nie każ mi wybierać

I wanna feel the way that we did that summer night / Chcę czuć się tak jak tamtej letniej nocy
Summer night / Letniej nocy
Drunk on a feeling, alone with the stars in the sky / Upici uczuciem, samotni z gwiazdami na niebie

I've been running through the jungle / Biegłam przez dżunglę
I've been running with the wolves / Biegłam z wilkami
To get to you, to get to you / Bo dostać się do ciebie, by dostać się do ciebie
I've been down the darkest alleys / Byłam w najciemniejszych alejkach
Saw the dark side of the moon / Widziałam ciemną stronę księżyca
To get to you, to get to you / Bo dostać się do ciebie, by dostać się do ciebie
I've looked for love in every stranger / Szukałam miłości w każdym nieznajomym
Took too much to ease the anger / Brałam zbyt wiele by złagodzić złość
All for you, yeah, all for you / Wszystko dla ciebie, tak, wszystko dla ciebie
I've been running through the jungle / Biegłam przez dżunglę
I've been crying with the wolves / Wyłam z wilkami
To get to you, to get to you / By dostać się do ciebie, by dostać się do ciebie

Your fingertips trace my skin / Twoje palce naznaczają moją skórę
To places I have never been / Do miejsc, w których nigdy nie byłam

I wanna feel the way that we did that summer night / Chcę czuć się tak jak tamtej letniej nocy
Summer night. / Letniej nocy

I've been running through the jungle / Biegłam przez dżunglę
I've been running with the wolves / Biegłam z wilkami
To get to you, to get to you / Bo dostać się do ciebie, by dostać się do ciebie
I've been down the darkest alleys / Byłam w najciemniejszych alejkach
Saw the dark side of the moon / Widziałam ciemną stronę księżyca
To get to you, to get to you / Bo dostać się do ciebie, by dostać się do ciebie
I've looked for love in every stranger / Szukałam miłości w każdym nieznajomym
Took too much to ease the anger / Brałam zbyt wiele by złagodzić złość
All for you, yeah, all for you / Wszystko dla ciebie, tak, wszystko dla ciebie
I've been running through the jungle / Biegłam przez dżunglę
I've been crying with the wolves / Wyłam z wilkami
To get to you, to get to you / By dostać się do ciebie, by dostać się do ciebie

Moje piwne oczy przypominają sobie obraz tamtej letniej nocy.
Kiedy upici uczuciem leżeliśmy samotnie pod gwiazdami.
Wycofuję się.
Mówię do niej bezgłośnie.
Nie poddawaj się proszę. Będzie dobrze, obiecuję. 
Poruszę niebo i ziemie by było. 
Dla ciebie zrobię wszystko. 
Wszystko.
Ale ona nie może jeszcze o tym wiedzieć.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz