wtorek, 11 grudnia 2018

E9.It’s only me who wants to wrap around your dreams.

Music on


LAYLA

Ostatnie trzy dni były bardzo intensywne. Przez cały ten czas spałam może łącznie dziesięć godzin, zajęta załatwianiem wszystkich spraw związanych z przeprowadzką. Niestety, większość obowiązków spadło na moje plecy, ale stwierdziłam, że bywałam już w większych opałam więc wzięłam się w garść i tym sposobem cała nasza szóstka siedzi w samolocie, przygotowując się na prawie siedem godzin lotu do Los Angeles.
Jestem zdumiona, że Richard ten jeden raz w życiu przyłożył się do zadania, które miał wykonać i załatwił nam prywatny samolot.
Dobra robota Farquaad!
Przeglądam wszelkie dokumenty związane z wynajmem domu, w którym będziemy mieszkać do momentu, aż sami nie wykombinujemy czegoś na własną rękę.
Jesteśmy przyzwyczajeni do swojego towarzystwa. Nie raz jeździłam z nimi w trasy i w zasadzie spędzaliśmy ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Ale od tego czasu sytuacja się nieco zmieniła. Ludzie się zmienili. Nie wspominając już o naszych relacjach i mojej nowej posadzie, która może nieco przeszkadzać w utrzymaniu w miarę poprawnych więzi między nami.
Staram się jednak zbyt dużo o tym nie myśleć.
Zerkam na Arden, która patrzy w okno, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Grosik za jej myśli. Przypuszczam, że duma o tym, jak będzie wyglądać nasze życie w LA. Mieszkała w Nowym Yorku od dziecka, więc to będzie dla niej ogromna zmiana.
Ja lokowałam się już w wielu miejscach.
Nowy York, Londyn, Manchester, a nawet przez chwilę w Sydney.
Sama osobiście wychowałam się w San Diego, więc miło będzie wrócić do korzeni.
Spoglądam na resztę towarzyszów. 
Michael słucha muzyki, nieustannie stukając w klawiaturę swojego telefon.
Calum śpi, a Ashton zapisuje coś w swoim notatniku, który nosi ze sobą przez cały czas.
Mógłby zapomnieć telefonu, ale nigdy notatnika.
Sądzę, że tworzy w nim muzykę.
Doskonale go rozumiem i wiem dlaczego cały czas ma go przy sobie.
Czasem inwencja twórcza jest tak wielka, że wena dopada cię niespodziewanie.
Kiedy wracasz do domu i nie pamiętasz tego co przetwarzałeś w myślach tyle czasu, nie jest to zbyt fajne uczucie.
Luke wychodzi z toalety. Przez ułamek sekundy utrzymuję z nim kontakt wzrokowy, jednak po chwili znów kieruje swoje spojrzenie na stos kartek, który mam przed sobą.
Kątek oka widzę jak idzie w moim kierunku.
Wzdycha i siada obok mnie.
-Przepraszam - słyszę jego potulny głos.
-Słucham?
-Przepraszam. - powtarza. - Za wszystko co wcześniej powiedziałem. Nie miałem tego na myśli.
Odkładam kartki i zerkam na niego ze zrozumieniem.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie miał tego na myśli.
Znamy się nie od dzisiaj i w głębi duszy wiem, że zna mnie bardzo dobrze i od pierwszej chwili przeczuwał, że nie zrobiłam tego na złość.
-It’s okey. Ja… Też przepraszam. Wiem, że to co się dzieję to kompletne szaleństwo i gdybym mogła, chciałabym to wszystko odwrócić. 
-To nie twoja wina… - odzywa się, ale mu przerywam.
-I zrobię to. Wkrótce.
-Nie musisz się narażać tylko ze względu na moje humory. 
Prycham.
-Nigdy nie narażałabym się ze względu na twoje humory. - marszczę brwi. - Bywasz strasznie marudny. - śmieje się, i kiedy w końcu widzę radość na jego twarzy, odbija się to i również na mnie. - Ale mogę się narazić ze względu na twoją wolę.
-Dziękuję. - bierze moją dłoń, ściskając ją przyjacielsko. - I missed you.
-I missed you too. - odpowiadam, kiedy przytula do siebie moje ciało.
-Fiuu… - wypowiada z ulgą. -Dobrze, że między nami jest okej. Zważywszy, że będziemy razem mieszkać, zdecydowanie było nam to potrzebne.
-A co bałeś się, że uduszę cię poduszką we śnie? 
-W zasadzie martwiłem się o to, że skorzystasz z bardziej drastycznych przedmiotów. Nóż, młotek a nawet szpikulec do lodu.
Patrzę na niego z litością.
-Yep. Nic się nie zmieniło. Wciąż masz coś z głową. 
-Teraz nawet bardziej.



Kiedy zajeżdżamy pod Willę, robi ona na nas jeszcze większe wrażenie, niż widzieliśmy na zdjęciach.
Już teraz wiem, że ciężko będzie się z niej wyprowadzać. I to już w bliskiej przyszłości.
Wypatrzyłam sobie jeden pokój z otwartą łazienką, więc postanawiam przebyć krótką wędrówkę w celu jego poszukania.
To w końcu ja załatwiałam wszystko. Chyba należy mi się fajniejszy pokój, prawda?
Kiedy otwieram drzwi, zapiera mi dech w piersiach.
Jest cudowny.
I cały mój.
Na razie.
Ciepłe odcieniu beżu, różu, bieli i brązu cudownie ze sobą współgrają.
I zdecydowanie wpisują się w mój gust.
Pokój jest przytulny i bardzo kobiecy.
Na środku znajduje się duże łózko, a po prawej stronie otwarta łazienka, o której tak bardzo marzyłam.
Cóż, ze względu na to, że raczej nie będę zapraszać tu JAKICHKOLWIEK mężczyzn, mogę sobie pozwolić na całkowity negliż w całej tej przestrzeni.
Bosko.
-O matko! Cudowny. - Arden zjawia się obok mnie podekscytowana tak samo jak ja. -Mój jest ten obok. Nie tak wspaniały jak twój, ale mam prysznic! Za łóżkiem! - podkreśla ostatnią kwestię. - Ale jaja!
-Czyli jesteś zadowolona? - zerkam na nią z uśmiechem.
-Zadowolona? - prycha. - Jestem wniebowzięta! - zarzuca mi rękę na ramię. - W tym domu będą działy się cuda, my dear friend. 
Tak. Nie mogę się doczekać.

-Tak, wszystko jest już załatwione. - wywracam oczami, kiedy Richard po raz tysięczny mnie pyta, czy na pewno podołałam wszystkim obowiązkom związanych z wynajmem domu, wynajmem studia i występu w jutrzejszej porannej śniadaniówce.
Zastanawiam się co ten facet by beze mnie zrobił. Znalazł innego naiwniaka, który będzie robił za niego niemal wszystko czy po prostu sam się zwolnił, ponieważ sam by tego nie ogarnął, lądując na sam koniec w psychiatryku?
-Dobrze… - słyszę pauzę. W swojej wyobraźni widzę go, jak teraz siedzi w swoim cholernym skórzanym fotelu, w jednej ręce trzymając cygaro, a w drugiej szklankę brandy.
Pieprzony egoista.
-Miej na nich oko. Nie mogą za bardzo szaleć. Za dwa tygodnie Luke oficjalnie zapozna się z Prissy. Upewnij się, że będzie doskonale przywitana. Pamiętaj Laylo, gościnność to ważna wartość.
Yeah. Tell me about it…
-W porządku. - mówię przez zaciśnięte zęby. Nie mam już ochoty ani nerwów na rozmowę z tym gościem.
-Informuj mnie gdyby działo się coś ważnego. - już mam zamiar się rozłączyć, kiedy jego bufiasty głos mnie zatrzymuje. - A, i Laylo?
-Tak? 
Cierpliwość… Cierpliwość cię uratuje.
-Have fun.
Gdybyś w końcu ruszył tyłek i w kiwnął chociaż raz palcem w jakiejkolwiek kwestii, zamiast obarczać tym mnie, bawiłabym się wyśmienicie! - podsuwa mi moja podświadomość. Niestety nie jestem w stanie wymówić tych słów na głos.
A szkoda.
-Dzięki. Do usłyszenia.
Nigdy.
-Hej! - w moim pokoju zjawia się Luke. Wchodzi bez pukania, jak do swojej własnej komnaty.
A co jeśli byłabym w negliżu?
Jeśli bym się właśnie kąpała w mojej wannie na otwartej przestrzeni?
Pozostawiam jednak nie zwracać mu na ten temat uwagi, zważywszy, że pogodziliśmy się dopiero kilka godzin temu.
-Hej! - odpowiadam zamiast tego.
-Chodź do nas! Woda jest niesamowita. - wyciera twarz ręcznikiem. - I ten widok! - gwiżdże i widzę po nim, że jest pod wrażeniem.
Chłopcy zwiedzili już sporo świata, więc mało jest ich w stanie zaskoczyć.
Cieszę się, że się spisałam i jednak byłam w stanie to zrobić.
-Nie mogę. -wzdycham. -Mam jeszcze masę roboty.
-Nie chodź…
-Naprawdę bym chciała, ale…
-Puk, puk…
Wywracam oczami.
-Kto tam?
-Lord.
Prycham.
-Lord jaki?
-Lord Farquaad, który pozwala ci się zabawić, bo sam się nieźle opierdziela.
Uśmiecham się.
-Masz rację. Pieprzyć go.
-Pieprzyć go!
-Mogę mieć czas na chwilę relaksu.
-Hell yes!


Woda jest naprawdę nieziemska, a widok przyprawia o zawrót głowy. Czuję się jak w raju. Arden zdążyła się już mocno zaklimatyzować, zważywszy, że pływa właśnie na swoim pontonie w kształcie flaminga, z margaritą w ręce. 
Podpływam do niej.
-Skąd wzięłaś tego różowego ptaka?
-Wystrzałowy, prawda? Kupiłam na pchlim targu za pięć dolców.
-Zrobiłaś interes życia.
-Prawda? - odpowiada, dumnie wzruszając ramionami. 
-Bomba leci!!!!!! - Michael wpada do basenu, rozpryskując wodę wszędzie gdzie się da.
Jestem wdzięczna, że przed wejściem tutaj zmyłam z siebie makijaż z całego dnia. A raczej jego resztki.
-Świetnie! - odzywa się naburmuszona Arden. - Teraz mam margaritę z dodatkiem wody i fluoru. 
-Będziesz żyła. - śmieje się Luke, podpływając do nas kraulem. 
Wygląda to strasznie śmiesznie.
Zastanawiam się gdzie jest Ashton.
W zasadzie tylko jego brakuje.
-Gdzie jest Ashton? - pytam więc Luke’a.
-Brzdąka coś na gitarze w swoim pokoju. Chyba w końcu dokończył piosenkę.
-Uuuu… - odzywa się Arden. - Szykuje się nowy hit?
-Możliwe. - chwyta słomkę z jej drinka i upija spory łyk. 
Po chwili patrzy na nią z obrzydzeniem.
-Ohyda. 
Czarnowłosa patrzy na niego z kpiącym uśmiechem.
-Będziesz żył.

Rozmowy między Luke’m, Arden i Michael’em to zbyt dużo jak na mój zmęczony mózg więc po kolejnych dziesięciu minutach ich wysłuchiwania postanawiam dołączyć do Calum’a. 
Rozkładam ręcznik i kładę się na leżaku obok niego.
-Korzystasz z kalifornijskiego słońca? - pytam, zakładając na nos białe okulary.
-Yeah, it’s great. Nie sądzę, że będę tęsknił za Nowym Yorkiem.
Wzdycham.
-Ja też nie.
Czuję na sobie jego wzrok.
-Wiesz… Myślę, że akurat na ciebie zmiana miejsca wpłynie najlepiej z nas wszystkich.
-Czemu tak myślisz?
-Czas na zmiany, Lay. Odkąd pamiętam tylko pracowałaś albo siedziałaś w domu. Czasem z narzeczonym… - świdruję go wzrokiem. - Chłopakiem. - poprawia się. - A czasem bez. Nadszedł czas żebyś pomyślała o sobie i zaczęła żyć.
-Trudno jest żyć pełnią życia, kiedy masz na głowie tryliard innych obowiązków. 
-Dlatego jest tu też Arden. Ona na pewno ci pomoże. Nie wszystko musi być na twojej głowie. - radzi, na co kiwam głową.
-Masz rację. Przejdziemy przez to. Wszyscy razem.
-Got it! - naszą rozmowę przerywa rozemocjonowany głos Ashton’a.
Wciąż jest w tym samym stroju, w którym tu przyjechał więc przypuszczam, że kiedy tylko przekroczył próg swojego pokoju, po prostu dalej kontynuował tworzenie nowej piosenki,
-Got it, got it, got it! - siada na końcu mojego leżaka i nie wiem czy jest tak rozemocjonowany, że nie zdaje sobie z tego sprawy czy nie dba o to, bo zapomniał o naszym kryzysie.
Posłusznie jednak posuwam nogi, aby zrobić mu miejsce.
-Okej, słuchamy. - odzywa się Hood, a zanim cała zgraja pływaków, którzy teraz znajdują się tuż przy brzegu basenu.
-Dawaj, stary!
Struny gitary za sprawą jego palców zaczynają grać spokojną melodię. Po chwili słychać także jego głos.
Now here you go again / I znowu zaczynasz
You say you want your freedom / Mówisz, że chcesz swojej wolności
Well who am I to keep you down / Cóż, kim jestem by cię zatrzymywać
Its only right  / Stosowne będzie
That you should play the way you feel it / Rozegrać to jak najlepiej potrafisz
But listen carefully to the sound  / Ale wsłuchaj się uważnie w dźwięk
Of your loneliness / Swojej samotności
Like a heartbeat.. drives you mad / Tak jak bicie serca, doprowadza cię do szaleństwa
In the stillness of remembering what you had / W ciągłej pamięci o tym co miałaś
And what you lost… / I co straciłaś
And what you had… / I co miałaś
And what you lost / I co straciłaś

Thunder only happens when its raining / Błyskawice zdarzają się tylko kiedy pada
Players only love you when they’re playing / Gracze kochają cię tylko podczas gry
Say, man, they will come and they will go / Powiedz, mężczyźni, oni przyjdą i odejdą
When the rain washes you clean, youll know / Gdy deszcz cię oczyści, będziesz wiedziała

Now here I go again / I znowu zaczynam
I see the crystal visions / Widzę kryształowe wizje
I keep my visions to myself / Zatrzymuję moje wizje dla siebie
It’s only me / To tylko ja
Who wants to wrap around your dreams / Ten, który chce owinąć się wokół twoich snów
Have you any dreams youd like to sell? / Masz jakieś sny, które chciałabyś sprzedać?
Dreams of loneliness… / Sny o samotności
Like a heartbeat... drives you mad… / Jak bicie serca, doprowadzają cię do szaleństwa
In the stillness of remembering what you had… / W ciągłej pamięci o tym co miałaś
And what you lost… / I co straciłaś
And what you had… / I co miałaś
And what you lost / I co straciłaś

-Wow. - odzywa się w końcu Luke. - To jest cholernie dobre.
-Świetna robota.
Ashton uśmiecha się.
Zerka na mnie, kiedy wciąż siedzę bez ruchu.
Ta melodia, tajemnicza i zarazem tak niesamowicie mi znajoma, łapie mnie za serce. Wypełnia smutkiem oraz poczuciem straty.
Straty, której tak bardzo odczułam.
Okulary przeciwsłoneczne są teraz moim jedynym ratunkiem.
Jestem wdzięczna, że nie widać moich oczu.
Bo one powiedziałby wszystko.

Wszystko.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz